Jakiś czas temu zapowiedziałam testowanie tej maski na twarz i całe ciało do każdego rodzaju cery firmy White Flowers.
Według producenta maska: regeneruje, pielęgnuje i odżywia skórę. Oczyszcza ją i wygłasza pozostawiając świeżą, matową i nawilżoną. Pobudza krążenie krwi. A jak to tam u mnie było?
Rozrobiłam maskę, czego bardzo nie lubię. Wolę już gotowe, ale rozumiem dzięki takiej sypkiej postaci glinki ma ona dużo dłuższy okres przydatności. Nałożyłam i co???
Zaczęło piec. Czytam na opakowaniu, że podczas zabiegu może wystąpić lekkie zaczerwienienie i lekkie pieczenie. Pieczenie nie wiem czy było lekkie, ale dało się znieść więc maskę trzymałam dalej na twarzy. W końcu jak chce się być pięknym to trzeba cierpieć :) A oto efekt po zmyciu maski.
Mocne zaczerwienienie utrzymywało się ponad godzinę na twarzy. Niestety przez kilka kolejnych dni moja skóra dalej była w nieznacznym stopniu zaczerwieniona. Zamiast piękna i gładka, po zabiegu byłam w rozpaczy jak ja wyglądam. Niestety, nie dla mnie ta glinka :(